Przede wszystkim liczy się zaufanie

2021-05-16 11:47:13(ost. akt: 2021-05-16 10:56:57)

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

Od ponad 25 lat jest księgową, ale jej prawdziwą pasją jest… straż pożarna. Joanna Welke opowiedziała nam o tym, jak to jest być dowódcą kobiecej drużyny Ochotniczej Straży Pożarnej.
— Dlaczego została Pani strażakiem?
— Moja historia ze strażą zaczęła się w 2001 roku dzięki mojemu mężowi Andrzejowi. Na początku było całkiem niewinnie, przychodziłam po to by pomagać w remizie przy sprzątaniu, przygotowywaniu sprzętu pożarniczego. Uczestniczyłam we wszystkich uroczystościach, mimo że nie miałam munduru. Wciągnęłam się w to życie strażackie tak bardzo, że w roku 2002 roku złożyłam deklarację o przyjęcie mnie oficjalnie w poczet członków OSP. Jednak samo bycie członkiem OSP nie pozwala na wyjazdy do akcji. Trzeba przejść kurs podstawowy strażaka—ratownika. Długo czekałyśmy z dziewczynami, bo do 2013 roku, na to byśmy mogły przystąpić do takiego kursu, a w roku 2014 dostałyśmy upragnione, wyczekane i zmieniające nasze życie świadectwa ukończenia kursu strażak—-ratownik.

— Jest Pani dowódcą — jak udaje się Pani kierować kilkunastoma kobietami?
— Tak jestem dowódcą. Jestem dowódcą zarówno drużyny kobiecej, jak i dowódcą podczas wyjazdów alarmowych, czyli do akcji. Dowodzę nie tylko kobietami (w KDP jest nas 19, z czego 8 może wyjeżdżać do akcji), ale również mężczyznami. Nie jest to łatwe, bo każdy z nas ma inny charakter, każdy z nas w jednej sprawie będzie miał inne zdanie. Dowódca musi umieć słuchać i wyciągać wnioski, by dobrze pokierować swoimi ludźmi podczas akcji i tak, żeby żadnemu z nich nie stała się krzywda.

— Co daje Pani pełniona funkcja?
— Daje mi dużo satysfakcji, radości w tym, że mogę dać siebie drugiemu człowiekowi, pomóc mu gdy sam nie może sobie poradzić z żywiołem czy to woda, czy ogień, czy wiatr.

— Co liczy się najbardziej w drużynie?
— Moim zdaniem najważniejsze jest zaufanie. Bez zaufania nie ma przyjaźni, bez niego również ciężko jest wyjechać na akcję, bo to przede wszystkim tam sprawdzamy siebie, swoją wytrzymałość i na kogo naprawdę można liczyć.

— Jak udaje się Pani łączyć życie zawodowe, prywatne i to w formacji?
— Nie jest to łatwe. Wszystko trzeba wypośrodkować i wiedzieć, w którym momencie co jest ważne.

— Biorąc udział w akcjach, kobiety są traktowane na równi z mężczyznami czy przydziela się im lżejsze zadania?
— Niestety, decydując się na bycie strażakiem, nie ma mowy o rozróżnianiu czy to kobieta czy mężczyzna. Zadania podczas wyjazdów są tak podzielone, by nikomu nie stała się krzywda i tu właśnie łączymy się z wcześniejszym pytaniem, gdzie była mowa o tym co najbardziej liczy się w drużynie. Powiedziałam wtedy o zaufaniu i przyjaźni, a to wskazuje na to, że jako dowódca wiem kogo i na ile stać i wiem, jakie mogę przydzielić mu zadanie.

— Czym zajmuje się Pani w życiu zawodowym, czy znajduje Pani czas na hobby, pasje?
— Od 1995 roku jestem księgową, a moja pasja i hobby to straż, więc póki tylko sił mi starczy to będę robiła to co kocham i daje mi dużo satysfakcji.

— Jaka była najtrudniejsza akcja, w której brała Pani udział, proszę ją opisać.
— To chyba są te pierwsze akcje zaraz po kursie, gdzie adrenalina skacze powyżej głowy, a serce rozrywa klatkę piersiową. Jednym z takich zdarzeń był wyjazd na poszukiwanie osoby, która wpadła do wody w pobliskiej miejscowości. Zostaliśmy zadysponowani do przeszukania brzegu rzeki. Tą osobę znaleźli płetwonurkowie i niestety nie udało się jej uratować.

K

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5