Serce jej męża bije w innym człowieku

2021-12-03 17:02:59(ost. akt: 2021-12-03 12:14:50)

Autor zdjęcia: Arch. prywatne pani Danuty

Każdego roku w Polsce dokonuje się około 1500 transplantacji. Dla wielu ciężko chorych pacjentów są one jedyną szansą, nie tylko na zdrowie ale i życie. Narządy 36-letniego Krzysztofa uratowały życie kilku osób. — Wiem, że Krzyś by tego chciał — mówi jego żona, która wyraziła zgodę na pobranie narządów męża.
Byli zgodnym i szczęśliwym małżeństwem, mimo wielu przeciwności losu, które napotykali na swojej drodze. P​ani Danuta i pan Krzysztof Plewa byli razem od 14 lat, od 9 lat żyli w związku małżeńskim. Wychowywali razem dwóch synów: Kubę i Gabrysia.
— Kochaliśmy się bardzo, byliśmy wzorem małżeństwa szczęśliwego — opowiada Danuta Symela-Plewa. — To był mężczyzna mojego życia. I tak naprawdę to mój syn z pierwszego związku wybrał go sobie na tatę, a mi na męża. Zapytał czy może mówić "tato" do Krzysia. Miałam łzy w oczach. Był wspaniałym człowiekiem, mężem, ojcem i synem. Żyliśmy razem, a nie obok siebie. Wszystko robiliśmy wspólnie... Podejmowaliśmy decyzje, robiliśmy zakupy, chodziliśmy do lekarza. Zdarzały się między nami kłótnie, ale szybko się godziliśmy. Czasem po 5 minutach już nie pamiętaliśmy, że się sprzeczaliśmy. Przed wyjściem do pracy Krzyś zawsze przykrywał mnie kołdrą i całował w czoło...

Mieszkali w Kluszkowcach z rodzicami pana Krzysztofa, z okien domu widzieli po przebudzeniu Tatry. Byli szczęśliwi, choć nie brakowało w ich życiu trudnych sytuacji 7 lat temu pan Krzysztof zachorował na nowotwór. Przeszedł ciężkie leczenie, chemioterapię. Cieszył się bardzo, że pokonał raka, że ma szansę żyć, patrzeć jak nasze dzieci rosną. Potem jeździł już tylko na kontrolne badania. Pracował jako pracownik budowlany, uwielbiał góry, spacery, jazdę na rowerze.
— Kochał góry, kiedy tylko mogliśmy chodziliśmy na spacery całą rodziną, wędrowaliśmy po górskich szlakach — wspomina pani Danuta. — Mąż bardzo lubił pracować, nie bał się ciężkiej pracy. Wszędzie go było pełno. Ale miał też momenty, że lubił się wyciszyć, wtedy jechał na ryby. Dużo zawsze rozmawialiśmy, również o przeszczepach organów. Oboje mieliśmy podobne zdanie, że nie powinno się organów zabierać do piachu, że jeśli mogą kogoś uratować to powinno się je oddać. Nie zdawaliśmy sobie jednak sprawy, że przyjdzie jednemu z nas podjąć taką decyzję.
Obrazek w tresci

Nic nie zapowiadało tragedii. 2 listopada w Dzień Zaduszny pan Krzysztof poszedł do kuchni, by zrobić herbatę. Chwilę wcześniej przytulił żonę i powiedział, że ją kocha... Pani Danuta była w pokoju, gdy usłyszała nagle huk. Okazało się, że jej mąż upadł i leży nieprzytomny na podłodze. Wraz z tatą męża podjęła reanimację mężczyzny. Trwało to około pół godziny, potem akcję ratunkową kontynuowała załoga karetki. Udało się doprowadzić do wznowienia akcji serca, ale w karetce serce mężczyzny ponownie się zatrzymało. Pan Krzysztof został przewieziony do szpitala w Zakopanem, na oddział intensywnej opieki medycznej. Okazało się, że miał tętniaka, który pękł. Stan mężczyzny był krytyczny. Lekarze poinformowali bliskich, że nic już nie da się zrobić i że prawdopodobnie doszło do śmierci mózgu. Potwierdziła to również specjalna komisja.
Lekarze zapytali, czy mogą pobrać organy Krzysztofa...
— Ordynator porozmawiał ze mną i wytłumaczył mi wszystko. Zapytał też o zgodę na pobranie organów. Nie mogłam tej decyzji podjąć jednak sama, choć wiedziałam jakie zdanie miał o tym Krzyś — opowiada. — Wróciłam do domu, żeby porozmawiać z rodziną o możliwości pobrania od Krzysztofa narządów do transplantacji. Nie była to łatwa rozmowa, jednak wszyscy zgodzili się, żeby to zrobić. Jemu życia nie mogliśmy uratować, ale on mógł uratować życie innych ludzi, a przy ty część jego wciąż żyje... Pozwolono mi pożegnać się z Krzysztofem, przytuliłam się, pocałowałam go i spojrzałam w jego oczy. To był trudny moment, bo wiedziałam, że to ostatni raz...

Serce pana Krzysztofa poleciało do Wrocławia na pokładzie policyjnego helikoptera, obie nerki pojechały do Krakowa, wątroba do Warszawy. Uratował życie kilku osobom.
— Ból po stracie jest ogromny i chyba nigdy się nie otrząsnę po tym, co się stało. Pociesza mnie jednak świadomość, że serce Krzysia nadal bije – tłumaczy pani Danuta. — Widok skrzyneczki z pobranymi narządami od zmarłego męża rozczulił mnie, a zarazem silne podbudował. Wiem, że zrobiliśmy coś wspaniałego, że daliśmy szansę innym na dalsze życie. Bardzo często bliscy nie godzą się na pobranie organów od swoich zmarłych bliskich. Ludzie otwórzcie oczy, jest tak mało dawców, a osób czekających na przeszczep tak wiele. Mimo tragedii trzeba podjąć decyzję, można uratować czyjeś życie.
Uważam, że w grobie nam się one już nie przydadzą a tu na ziemi mogą zdziałać jeszcze wiele dobrego. Nie potrafiłam inaczej postąpić - mówi.
Ból po stracie nie mija. Na grobie pana Krzysztofa wciąż płoną znicze...
— Mam teraz jedno marzenie, by kiedyś spotkać ludzi, którzy otrzymali narządy Krzysztofa. Żeby jeszcze kiedyś usłyszeć jak bije serce mojego męża — mówi pani Danuta.

W Polsce organem koordynującym wszystkie transplantacje jest Centrum Organizacyjno-Koordynacyjne ds. Transplantacji "Poltransplant". Według udostępnionych danych, w 2020 r. dokonano 1180 przeszczepów narządów od zmarłych dawców — 717 nerek, 263 wątroby, ale tylko 145 serc i 51 płuc. W przypadku żywych dawców, pobrano tylko 31 nerek i 28 części wątroby. Przeszczepów rogówki było 1269. Ogólna liczba transplantacji w roku ubiegłym była niższa niż w latach poprzednich — 1473 organy w 2019 r., 1390 narządów w 2018 r. Liczba oczekujących na nowe organy, a więc i nowe życie, nie spada.
Szacuje się, że na świecie codziennie umiera piętnaście osób, nie mogąc się doczekać przeszczepów, podczas gdy co czternaście minut kolejna osoba jest kwalifikowana do zabiegu.

Joanna Karzyńska

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5