Święta Bożego Narodzenia mają dla nich wyjątkowe znaczenie

2022-12-25 19:27:55(ost. akt: 2022-12-25 19:36:30)

Autor zdjęcia: Pixabay

Pobrali się w pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia. Na dziecko czekali długo. Wierzyli, że wreszcie pojawi się w ich życiu. Czekali na cud... I ten zdarzył się w pewien wigilijny poranek. Był 24 grudnia, gdy na świecie pojawiła się Karolinka. Dziś są już pięcioosobową rodziną.
Ewelina i Piotr są małżeństwem od 17 lat. Pobrali się 25 grudnia 2005 roku, przysięgając sobie miłość, wierność i uczciwość małżeńską.
— Poznaliśmy się w pociągu. Ja jeździłem już do pracy, a Ewelina do ostatniej klasy Liceum — opowiada pan Piotr. — Od razu mi się spodobała, jednak wstydziłem się zapytać jej, czy się ze mną umówi. Na szczęście pomógł przypadek. Kiedy Ewelina schodziła po stopniach pociągu, obcas utkwił jej w kratce. Podbiegłem i pomogłem. Zaczęliśmy rozmawiać i tak się zaczęło... Po kilku spotkaniach już byłem pewny, że to miłość mojego życia.

Wzięli ślub w Boże Narodzenie
Przez dwa lata byli jeszcze parą. Oboje wciąż dojeżdżali do pracy pociągiem. I to właśnie w pociągu pan Piotr oświadczył się wybrance.
— Zdecydowaliśmy, że pobierzemy się w pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia — mówi pani Ewelina. — Od dziecka uwielbiałam te święta. Są takie magiczne. Kiedy stanęliśmy w kościele przed ołtarzem, w oczach miałam łzy. Pięknie udekorowany kościół, kolędy, a w żłóbku mały Jezus. Podczas wypowiadania przysięgi głos mi drżał ze wzruszenia. Wiedziałam, że przy Piotrze będę szczęśliwa... To wspaniały, dobry człowiek. Kiedy patrzyłam na żłóbek, marzyłam, że i my doczekamy potomstwa i staniemy się cudowną rodziną.
— Mróz był straszny. Zimno było, ale w sercu człowiek czuł taką radość — wspomina pan Piotr. — Mieliśmy piękny ślub, a atmosfera świąt jeszcze bardziej podkreślała ten cudowny dzień.

Dwie kreski na teście
Bardzo chcieli mieć dziecko. Niestety los nie był dla nich łaskawy. Dwukrotnie ciąży nie udało się utrzymać. Jednak oni wciąż mieli wiarę, że tak jak po burzy wychodzi słońce. I w końcu los się uśmiechnął. Test ciążowy pokazał dwie upragnione kreski, a na monitorze aparatu usg zobaczyli swoje dziecko i usłyszeli bicie małego serduszka.
— W życiu wielu kobiet chwila, gdy zobaczą na teście ciążowym upragnione dwie kreseczki, staje się jednym z najpiękniejszych i wzruszających momentów. Jej wspomnienie pozostaje na zawsze w pamięci — zapewnia pani Ewelina. — Ten moment wydaje się być początkiem nowej rzeczywistości, która ma doprowadzić do cudu narodzin. Tak często bywa, ale nie zawsze. Niektóre z przyszłych mam muszą pożegnać swoje dziecko zbyt szybko. Poronienie jest dla nich bezlitosnym wyrokiem, potężnym ciosem od losu, z którym niezwykle trudno jest się pogodzić. I choć malutkie, nowe życie trwało tak krótko, pozostaje po nim pamięć na zawsze, ból i tęsknota. Złagodzić ją może jedynie czas i cud, którym są narodziny małej istoty. Przyjście na świat upragnionego dziecka jest największym prezentem, jaki rodzice mogą dostać od życia. Bo czasem w życiu zdarza się tak, że nie wszystko układa się po naszej myśli. Wierzyliśmy, że tym razem się uda, że nasze modlitwy zostaną wysłuchane, a upragnione dziecko przyjdzie na świat zdrowe.
Obrazek w tresci

Wigilijny cud
Na każde badanie chodzili razem. Nie chcieli poznać płci dziecka. Dla nich najważniejsze było to, że upragnione dziecko rozwija się prawidłowo. Bardzo się ucieszyli, kiedy lekarz wyznaczył termin porodu na 20 grudnia.
— Cieszyliśmy się, że święta spędzimy w domu już w trójkę — opowiadają. — Lekarz uprzedził nas, że poród może się rozpocząć kilka dni wcześniej lub później, jednak my uwierzyliśmy, że to będzie 20 grudnia. Im bliżej terminu, tym bardziej byliśmy podnieceni. Wszystko było gotowe, jednak w wyznaczonym dniu nic się nie zadziało... Jednak w nocy z 23 na 24 grudnia rozpoczęła się akcja porodowa.
Tuż po godzinie 13 ciszę szpitalnej sali przerwał głośny krzyk. Na świecie pojawiła się mała istotka. Drobne ciałko ważyło 2.550 kilograma i mierzyło 51 centymetrów.

2,5 kilograma szczęścia
Położna pokazała Ewelinie córkę. Piękna chwila: pierwsze spotkanie matki z dzieckiem.
— Trzymałam ją, a ona patrzyła mi prosto w oczy swoimi pięknymi oczkami. Nie umiałam określić emocji jakie mi w tamtej chwili towarzyszyły. Płakała i ja płakałam. I wtedy poczułam jaki świat jest piękny. Mając przy sobie tą małą istotkę czujesz, że jesteś już kimś innym, że to doświadczenie i nowa rola zmieniła cię na zawsze. Czy tego chcesz, czy nie — zapewnia.
Podobnie było z jej mężem. Kiedy wziął na ręce i przytulił swoją córkę nie potrafił przez długi czas opanować łez.
— Z zaspanej buźki biło zaciekawienie. Przytuliłem się do niej i zacząłem przyglądać się rozmiarom moich rąk i rączek tej istotki — opowiada Piotr o pierwszym spotkaniu ojca i córki. — Pomyślałem, że oto zdarzył się cud. Cud, który zdarzył się już miliardy razy na świecie. Cud życia. Cud, na który tak długo czekaliśmy — dodaje.
Ewelina, Piotr i Karolinka swoje pierwsze wspólne Święta Bożego Narodzenia spędzili w szpitalu. Nie przeszkadzało im to. Dla nich to były najpiękniejsze święta.
— Dla nas święta Bożego Narodzenia mają podwójny wymiar — mówią małżonkowie. — To święta, podczas których najbliżsi spotykają się przy świątecznym stole, dzielą się opłatkiem, radują, ale też dzień narodzin naszej córki i nasza rocznica ślubu — tłumaczą.
Obrazek w tresci

Dzieci to największe szczęście
Karolinka ma już 11 lat, 5 lat temu na świecie pojawili się jeszcze dwaj bliźniacy. Rodzinny dom tętni teraz życiem.
— Każdego dnia dziękujemy, że mamy tak wspaniałe dziećmi — mówią małżonkowie. — Bycie rodzicem to najwspanialsza rola życiowa. Może nie zawsze w życiu wszystko wychodzi, może czasem popełnialiśmy jakieś błędy wychowawcze, ale zawsze chcieliśmy i chcemy dobrze dla swoich dzieci. Nie ma chyba większej miłości i wspanialszej relacji niż rodzica z dziećmi. Kiedy idziemy do kościoła w święta, klękamy całą rodziną przed stajenką z malutkim Jezusem i dziękujemy za naszą rodzinę. Ktoś na górze dał nam najpiękniejszy dar: naszą miłość i nasze dzieci. Nie wyobrażamy sobie życia bez naszych dzieci. Zasypiamy żegnani buziakami i budzimy się dotykiem małych rączek. Wszystko jest chyba zapisane gdzieś na górze... Nasza historia pokazuje, że warto marzyć i wierzyć. Że jeśli nasze szczęście nie przychodzi, to jednak gdzieś, kiedyś na nas czeka. Jeśli nie jutro, za tydzień czy miesiąc, to za rok czy dwa. A wtedy to szczęście w postaci dziecka daje taką siłę i moc, że można góry przenosić. Wtedy taka kumulowana miłość do dziecka wybucha ze zdwojoną siłą i jest bardzo dojrzała...

Joanna Karzyńska

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5